Manekiny arlekiny i my
Ojciec Brunona Schulza według "Sklepów cynamonowych" żył w nieustannym lęku przed utratą tożsamości. Dla mnie z depersonifikacją, co symbolizowały właśnie tytułowe manekiny, wiąże się również utrata człowieczeństwa w ogóle.
Na czym w zasadzie polega bycie "ludzkim"? To pytanie wydaje się być absolutnie banalne, chodzi przecież o pewne odruchy współczucia, elementarnego szacunku dla życia drugiej istoty, a w miarę możliwości - wyrozumiałości. Krótko mówiąc, to mniej więcej tyle, co powiedzenie "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe". Jednak czy człowieczeństwo to tylko zachowanie, które w danej sytuacji "wypada", bo tak nakazuje rozsądek lub powszechnie narzucone wartości? W końcu to właśnie człowieczeństwo ma nas, jako ludzi, odróżniać od zwierząt, które reagują na otoczenie tak, jak nakazuje im instynkt, bo (podobno) nie posiadają sumienia. Co do tej ostatniej kwestii mam pewne wątpliwości - przecież wiele zwierząt potrafi traktować lepiej zarówno ludzi, jak i siebie nawzajem, a w oczach psa, gdy coś przeskrobie, widać szczerą skruchę - ale wróćmy do meritum.
Czytając opowiadania Schulza, najmocniej odczułam lęk Jakuba (ojca głównego bohatera) - momentami działał już na mnie niemal irytująco. Ten strach dotyczył zatracenia siebie nie tylko z własnej winy, ale, być może przede wszystkim, przez uleganie ograniczonym charakterom małomiasteczkowej ludności. Traktaty o manekinach są przygnębiająco aktualne w dzisiejszym świecie, który w ramach całkowitego i bezkrytycznego otwarcia się na każdą fanaberię, noszącą plakietkę "równości" i "wyjątkowości" oraz "pomocy", pod pozorem akceptacji ulega dehumanizacji, i unifikacji (i pewnie jeszcze większej ilości "-acji").
Słuchając dziś radia, moją uwagę przykuły słowa jakiegoś muzyka, który powiedział, że "Żyjemy w globalnej wiosce, gdzie coraz trudniej mieć swoje zdanie i tożsamość". Żeby się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki telefon i przejrzeć często wyświetlane posty na Instagramie. Wartością dla większości nie są posty, które mają treść. Zdjęcia dotyczące jakiejś formy twórczości i pracy, poprzez którą autor wyraża siebie i może wnieść coś ciekawego do życia, nie są cenione. Wolimy oglądać klony Kardashianek, które swoją drogą żyją jak w krzywym zwierciadle, kreując swoją codzienność pod publikę i to za niebotyczne pieniądze. Powielamy czyjś wygląd i sprzedajemy jako własny, żeby zaistnieć na te pięć minut, otrzymać ubrania i inne rzeczy materialne za pozowanie do lustra. Nasilamy nie tylko swój konsumpcjonizm, ale też cudzy. Na podstawie reality show, kreujemy kanony piękna. Zabiegając o polityczne prawa i zmiany w państwie, obrażamy wszystko i wszystkich, nienawiścią zwalczając nienawiść, jak bezduszne marionetki. Spotykając się ze znajomymi, spędzamy czas z telefonem, a potem nie znamy nawet koloru oczu naszych przyjaciół.
Czy to nie jest dehumanizacja?
Ojciec Brunona Schulza nie był wariatem - był inteligentny, co widać w jego prelekcjach, ale dawał się stłamsić, ulegał dominacji i cielesności. My nie jesteśmy lepsi, a nawet poszliśmy o krok dalej, bo stajemy się manekinami na własne życzenie. To my, ludzie XXI wieku, spadkobiercy tysiącletniej historii, mądrzejsi o doświadczenia wielu cywilizacji, jesteśmy bezmyślnymi kukłami. A do tego arlekinami samych siebie, bo zdolność do refleksji tracimy z uśmiechem na twarzy.
A.D.
Na czym w zasadzie polega bycie "ludzkim"? To pytanie wydaje się być absolutnie banalne, chodzi przecież o pewne odruchy współczucia, elementarnego szacunku dla życia drugiej istoty, a w miarę możliwości - wyrozumiałości. Krótko mówiąc, to mniej więcej tyle, co powiedzenie "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe". Jednak czy człowieczeństwo to tylko zachowanie, które w danej sytuacji "wypada", bo tak nakazuje rozsądek lub powszechnie narzucone wartości? W końcu to właśnie człowieczeństwo ma nas, jako ludzi, odróżniać od zwierząt, które reagują na otoczenie tak, jak nakazuje im instynkt, bo (podobno) nie posiadają sumienia. Co do tej ostatniej kwestii mam pewne wątpliwości - przecież wiele zwierząt potrafi traktować lepiej zarówno ludzi, jak i siebie nawzajem, a w oczach psa, gdy coś przeskrobie, widać szczerą skruchę - ale wróćmy do meritum.
Czytając opowiadania Schulza, najmocniej odczułam lęk Jakuba (ojca głównego bohatera) - momentami działał już na mnie niemal irytująco. Ten strach dotyczył zatracenia siebie nie tylko z własnej winy, ale, być może przede wszystkim, przez uleganie ograniczonym charakterom małomiasteczkowej ludności. Traktaty o manekinach są przygnębiająco aktualne w dzisiejszym świecie, który w ramach całkowitego i bezkrytycznego otwarcia się na każdą fanaberię, noszącą plakietkę "równości" i "wyjątkowości" oraz "pomocy", pod pozorem akceptacji ulega dehumanizacji, i unifikacji (i pewnie jeszcze większej ilości "-acji").
Słuchając dziś radia, moją uwagę przykuły słowa jakiegoś muzyka, który powiedział, że "Żyjemy w globalnej wiosce, gdzie coraz trudniej mieć swoje zdanie i tożsamość". Żeby się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki telefon i przejrzeć często wyświetlane posty na Instagramie. Wartością dla większości nie są posty, które mają treść. Zdjęcia dotyczące jakiejś formy twórczości i pracy, poprzez którą autor wyraża siebie i może wnieść coś ciekawego do życia, nie są cenione. Wolimy oglądać klony Kardashianek, które swoją drogą żyją jak w krzywym zwierciadle, kreując swoją codzienność pod publikę i to za niebotyczne pieniądze. Powielamy czyjś wygląd i sprzedajemy jako własny, żeby zaistnieć na te pięć minut, otrzymać ubrania i inne rzeczy materialne za pozowanie do lustra. Nasilamy nie tylko swój konsumpcjonizm, ale też cudzy. Na podstawie reality show, kreujemy kanony piękna. Zabiegając o polityczne prawa i zmiany w państwie, obrażamy wszystko i wszystkich, nienawiścią zwalczając nienawiść, jak bezduszne marionetki. Spotykając się ze znajomymi, spędzamy czas z telefonem, a potem nie znamy nawet koloru oczu naszych przyjaciół.
Czy to nie jest dehumanizacja?
Ojciec Brunona Schulza nie był wariatem - był inteligentny, co widać w jego prelekcjach, ale dawał się stłamsić, ulegał dominacji i cielesności. My nie jesteśmy lepsi, a nawet poszliśmy o krok dalej, bo stajemy się manekinami na własne życzenie. To my, ludzie XXI wieku, spadkobiercy tysiącletniej historii, mądrzejsi o doświadczenia wielu cywilizacji, jesteśmy bezmyślnymi kukłami. A do tego arlekinami samych siebie, bo zdolność do refleksji tracimy z uśmiechem na twarzy.
A.D.
wystawa #dziedzictwo styczeń 2018 |
Komentarze
Prześlij komentarz